BlackBerry, które od pewnego czasu nie kojarzymy z dobrą sytuacją finansową, zanotowało zyski w tym kwartale. Czy firma wreszcie wychodzi na prostą i BlackBerry pokaże nam prawdziwego flagowca?
Kanadyjczycy, których smartfonowa część biznesu znajduje się obecnie w rękach chińskiego TCL zaczęli zarabiać. Czyżby po chudych latach i bolesnej restrukturyzacji, po której musieli pozbyć się sprzętowej części biznesu firma wyszła na prostą? Na takie stwierdzenia chyba jeszcze za wcześnie, ale jest znacznie lepiej, niż w przeszłości.
BlackBerry po raz pierwszy od dawna notuje wzrosty
Jeśli przyjrzyjmy się rozliczeniu YoY (Year over Year – porównanie względem analogicznego okresu z poprzednim roku), to progres jest spory. W drugim kwartale 2016 roku firma zanotowała 372 miliony dolarów straty. W drugim kwartale 2017 roku mówimy już o 19 milionach zysku. Skąd taka zmiana? Po części z oszczędności, po części z licencjonowania chińskich urządzeń. Zajmijmy się tą drugą kwestią.
TCL jest przyszłością BlackBerry?
Od fantastycznego moim zdaniem modelu Passport, opartego jeszcze na autorskim systemie Kanadyjczyków ich smartfony były wyjątkowo nijakie. Przypominały produkty Alcatela, na których zresztą bazowały, ale nie było w nich nic, co przyciągnęłoby masowego klienta. Dopiero BlackBerry KEYone to moment, w którym obie firmy zrozumiały, że czas na powrót do tego, za co klienci kochali smartfony z jeżynką – świetna fizyczna klawiatura, bateria, która nie zawiedzie przed końcem dnia i bezpieczny system. O to ostatnie dbają w szczególny sposób, ponieważ poprawki bezpieczeństwa szybciej otrzymują jedynie Pixele i Nokia.
Z mojej strony powiem, że bardzo kibicuje powracającemu BlackBerry. Trochę przemawia przeze mnie nostalgia za dawno posiadanym BlackBerry 9320, po części też fakt, że BlackBerry KEYone to fantastyczne urządzenie, które przez dłuższy czas chciałem posiadać. I nadal chce, ale jakoś nie potrafię usprawiedliwić sobie jego ceny w polskich sklepach. To świetny przykład, że na rynku nie ma złych sprzętów, problemem bywa jedynie wycena. Jednak 3000 złotych to nieco za dużo. Tak o tysiąc za dużo.
Czy zobaczymy jeszcze flagowca od BlackBerry?
Bo umówmy się – KEYone nim nie jest. Znaczy jest, ale nie od strony specyfikacji technicznej. Nie dla wszystkich jest oczywiste, że Snapdragon 625 w zupełności wystarczy do codziennej pracy, a przecież nie kupuje się takiego sprzętu do grania. BlackBerry potrzebuje więc smartfona, która będzie mógł rywalizować z konkurencją również procesorem. I wtedy wysoką cenę będzie można w jakiś sposób usprawiedliwiać.
Co sądzicie o przyszłości BlackBerry na mobilnym rynku? Wrócą z przytupem jak Nokia, czy będą tylko cieniem dawnej, biznesowej potęgi?
Źródło: androidauthority
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.