Nie rozwijając zanadto myśli – tak z kryzysu finansowego raczej się nie wychodzi, drogie HTC. Oszczędności swoją drogą, ale to droga, która prowadzi donikąd.
Patrząc na nowe informacje pochodzące prosto z bazy Bluetooth SIG dochodzę do wniosku – HTC się miota i nie bardzo wie, jak wygramolić się ze swoich agonalnych konwulsji finansowych. Bo wiecie co – jest rok 2018, zaraz wejdą do użytku smartfony z elastycznymi ekranami, z pięcioma obiektywami, szybkimi procesorami i tę wyliczankę mógłbym kontynuować jeszcze przez dobrą minutę, szukając różnorodnych nowinek technologicznych, które albo już się pojawiły, albo zaraz trafią do nowych urządzeń. No i jest też takie HTC, które stara się być traktowane poważnie i ciągle robi dobrą minę do złej gry, a na dodatek prezentuje smartfony, które kupi… no właśnie, nie wiadomo kto.
Smartfon ze Snapdragonem 435. Naprawdę?
W bazie certyfikacji łączności Bluetooth pojawił się bowiem wpis o nowym smartfonie tego producenta, który najprawdopodobniej będzie celował w dolne rejony niższej półki. To znaczy – inni zapewne z takim procesorem umiejscawialiby swój sprzęt po prostu w najniższej półce, ale Tajwańczycy są znani ze skłonności do dość przesadzonych wycen swoich produktów. Tak czy owak, będzie to smartfon bazujący na Snapdragonie 435, a więc układzie, którego premiera rynkowa odbyła się… w lutym 2016 roku. Gasimy światła, kurtyna, koniec przedstawienia.
Naprawdę, już sama ta informacja mówi, że nie będziemy mieli do czynienia ze sprzętem ciekawym pod jakimkolwiek względem, no chyba że jesteście miłośnikami smartfonów za złotówkę dodawanych do ofert abonamentowych u operatorów. To przecież jednostka wykonana w archaicznym, 28-nanometrowym procesie produkcyjnym, niby bazująca na ośmiu rdzeniach, ale za to Cortex-A53, taktowanych częstotliwością ledwo 1,4 GHz. Strach się bać, co uzupełni specyfikację techniczną tego modelu – 2 GB RAM? 16 GB miejsca na dane? Aparat 5 megapikseli?
Generalnie zwrot ku tańszym urządzeniom może być swoistym katharsis dla finansów HTC, ale tylko wtedy, gdy ten ruch przeprowadza się z głową. W tym wypadku głowę odcięto gdzieś na początku wędrówki ku lepszemu, bo w zalewie chińskich i tanich „no-name’ów” oferujących podobne urządzenia w piekielnie niskich cenach propozycja HTC nie ma zwyczajnie siły przebicia. Może i w 2016 roku było lepiej (przynajmniej dla HTC), ale pora przerzucić kartki w kalendarzu i dostosować się do obecnych realiów. A z tym Tajwańczycy mają najprawdopodobniej bardzo duży problem.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.